wtorek, 14 kwietnia 2020

Majid Bekkas - Magic Spirit Quartet [2020]


Umówmy się, że jazz nie jest gatunkiem, na którym się znam. Mogę bez końca pisać o hard rocku, psychodelii, nawet o stonerze, ale w świecie jazzu nie czuję się pewnie. Nie jestem w stanie określić, co i dlaczego mi się podoba. Po prostu – podoba się albo nie. Są takie płyty okołojazzowe, które zupełnie do mnie nie trafiają, mimo kunsztu muzyków, są też takie, które doceniam za brzmienie, ale nie czuję większej potrzeby, żeby je mieć i wracać do nich zbyt często. Od czasu do czasu trafia się jednak wydawnictwo, które oczarowuje mnie od pierwszego odsłuchu i przekonuje mnie, że może jednak nie jestem przypadkiem całkowicie beznadziejnym, jeśli chodzi o takie właśnie muzyczne klimaty. Tak jest z płytą Magic Spirit Quartet.

Uwagę moją w pierwszej kolejności zwróciła okładka – niezwykle charakterystyczny styl dla pozycji tego wydawcy, czyli ACT. To zresztą jedna z tych rzeczy, które w jazzie bardzo mi się podobają – że ci najbardziej prestiżowi wydawcy często trzymają się określonej stylistyki graficznej (odpowiednikiem tego w muzyce dużo bardziej typowej dla tego bloga jest z pewnością El Paraiso Records). Kiedy przeczytałem, że muzyk odpowiedzialny w największym stopniu za to wydawnictwo – Majid Bekkas – to artysta marokański, łączący w swojej twórczości elementy jazzu i północnoafrykańskiego folku (gnawa), miałem przeczucie, że może mi się to spodobać. Udział w projekcie trzech skandynawskich muzyków też był dobrym sygnałem. Skandynawski jazz i marokańskie rytmy? Co mogłoby pójść nie tak?

No dobrze, potencjalnie pewnie coś by mogło, ale na szczęście od pierwszych dźwięków byłem już spokojny, że ta płyta trafi w mój gust, choć wciąż nie podejrzewałem, że wedrze się tak stanowczo do mojej tegorocznej czołówki. Na krążku pojawia się czterech muzyków. Szefem imprezy jest wspomniany Majid Bekkas, śpiewający, grający na gitarze, oudzie i guembri. Oprócz niego prezentują się: trębacz Goran Kajfeš, obsługujący wszelkie instrumenty klawiszowe Jesper Nordenström oraz perkusista Stefan Pasborg. Na płytę składa się siedem kompozycji o mocno zróżnicowanej długości – od utworów pięcio-sześciominutowych, po ponad dwunastominutową kompozycję otwierającą album. Wśród tego materiału znajdziemy dwie kompozycje autorstwa Bekkasa, jedno dzieło wspólne oraz cztery tradycyjne jazzowe lub folkowe tematy zaaranżowane przez kwartet.

Jeden z nich – Aicha – to właśnie wspomniany zdecydowanie najdłuższy utwór, który otwiera płytę w sposób niezwykle spokojny, niespieszny, bardzo klimatyczny. Można by wręcz rzec, że pierwsze cztery minuty to coś w rodzaju nawoływania słuchacza i dopiero po nich zaczyna się właściwe granie, zdominowane przede wszystkim przez partię trąbki, ale pięknie prowadzone przez wszystkich muzyków. A potem pierwszy z najmocniejszych muzycznych ciosów, choć być może w przypadku muzyki tak wysmakowanej i subtelnej należałoby użyć innych słów. Hassania – kompozycja Bekkasa – to jak na razie jeden z najlepszych nowych utworów, jakie słyszałem w tym roku. Momentami miałem wrażenie, jakbym słuchał jakiejś folkowo-psychodelicznej wariacji na temat The End Doorsów, bo takie właśnie miałem muzyczne skojarzenia. Tu naprawdę momentami te elementy folku i jazzu mieszają się z brzmieniami zahaczającymi o delikatny psychodeliczny… rock. Piękny, hipnotyczny numer, choć zastanawiam się w tym konkretnym przypadku, czy nie podobałby mi się jeszcze bardziej w formie instrumentalnej. Muszę też wspomnieć o równie ujmującej kompozycji Chahia Taiba, w której bardzo oszczędny aranż robi piorunujące wrażenie, a cudowne dźwięki oudu i delikatnie wybijany przez perkusistę rytm kapitalnie uzupełniają trąbka o raz – o dziwo – syntezatory. Hassania i Chahia Taiba to moje dwa ulubione utwory na tym albumie, ale tu właściwie nie ma rzeczy, które byłyby słabsze. Całości słucha się fantastycznie, ale każda kompozycja zaprezentowana osobno może, a nawet powinna zachęcić do poznania całości.

Magic Spirit Quartet to płyta piękna, zawierająca muzykę wysmakowaną, znakomicie przemyślaną i zagraną, ale to także album zaskakujący, bo trzeba przyznać, że włączenie do tego jazzowo-arabskiego instrumentarium syntezatorów, które kapitalnie sprawdzają się choćby w utworze Bania, to chyba jedna z większych niespodzianek, które spotkały mnie podczas pierwszego odsłuchu. Czyli jednak da się do tej mocno osadzonej w ludowej tradycji muzyki włączyć także nieco nowoczesności absolutnie bez szkody dla odbioru i spójności tego dzieła. To album, który serdecznie polecam nie tylko fanom klimatów okołojazzowych czy miłośnikom world music, ale też choćby fanom lekkiej, podlanej folkiem psychodelii, bo przecież jej także tu nie brakuje. Natknąłem się na tę płytę zupełnie przypadkiem i możliwe, że był to jeden z najważniejszych tegorocznych przypadków.


1. Aisha (12:29)
2. Hassania (7:40)
3. Bania (6:47)
4. Chahia Taiba (7:37)
5. Mrhaba (10:07)
6. Annabi (5:39)
7. Msq (4:58)


--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. Przyłączam się do pierwszego Twojego zdania.😊. Dawno temu miałem również ,, jazzowy okres,,. Jarrett Peacock Dejohnette, Corea, Desmond itp. Na kasetach mi zostało. Obecnie jazz mi nie przeszkadza i ta mieszanka stylistyczna na tej płycie również.

    OdpowiedzUsuń